BIELICA Obwód: Grodzieński Rejon: Lidzki (28 km na południe od Lidy) WYDARZENIE: Żołnierze AK okresu II wojny światowej. Na cmentarzu katolickim znajdują się 4 znane mogiły żołnierzy AK. Kilkanaście metrów od bramy wejściowej po prawej stronie (od głównej ścieżki kilka metrów) znajduje się mogiła ziemna obramowana. Na mogile postawiony pomnik w kształcie stelli Nereid. Nero. Net Book Agreement. NetBIOS. Netherlander. Więcej tłumaczeń w słownik niemiecko-polski. Tłumaczenie słowa 'Neolithic Period' i wiele innych tłumaczeń na polski - darmowy słownik angielsko-polski. Mogiła zbiorowa żołnierzy z II wojny światowej, Steblów (powiat krapkowicki) 2020.07.22 01.jpg 4,624 × 3,472; 9.55 MB. media legend. Mogiła zbiorowa Übersetzung im Kontext von „okresu neolitu“ in Polnisch-Deutsch von Reverso Context: Dziś proponujemy zwiedzić Muzeum Hunt, które posiada sztukę i zabytki z okresu neolitu i epoki brązu. Konoplia, V. M. (1998). Skarb krem'ianykh plastyn z Ilkovych i Shystiva. Volyno-Podilski arkheolohichni studii, 1. Grodzisko III. Osadnictwo z okresu neolitu. Środowisko naturalne i człowiek Иванова С., Косько А., Влодарчак П. Компонент традиций культур шнуровой керамики в Северо-Западном Причерноморье (на укр. и польск.) . fot. Andrzej WiśniewskiOdkrycie. Archeolodzy z UAM odnaleźli w Nowej Hucie pozostałości osadnictwa z Nową Hutą trwają badania archeologiczne związane z budową odcinka drogi ekspresowej S7 od węzła Igołomska do granic woj. świętokrzyskiego. Na wykopaliskach w Mogile i Krzesławicach pracują archeolodzy z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Pierwsze ze stanowisk znajduje się niedaleko kopca Wandy. Na terenie między kopcem a Dłubnią już od czasów neolitu pojawiało się osadnictwo. - Od IV-V do II tysiąclecia przybywała tu ludność z Bliskiego Wschodu, potem z rejonu Dunaju. Teren był atrakcyjny z powodu urodzajnej ziemi lessowej i bliskości dużej rzeki - mówi Łukasz Skolasiński z UAM w Poznaniu, kierujący badaniami przy trasie S7. O istnieniu w tym miejscu rolniczych osad świadczą tzw. jamy gospodarcze, rodzaj schowków na żywność, np. zboże. Natrafiono w nich na ceramikę i kości zwierząt gospodarskich - kóz i rowie, który ograniczał osadę od południowego wschodu, archeolodzy odkryli kolejny ślad po dawnych mieszkańcach - przęślik, czyli kamienne narzędzie służące do zabezpieczenia wrzeciona, żeby nie spadała z niego nitka. Autorka: Joanna Dolna, Gazeta Krakowska„Dźwięk” ceramikiPierwszym etapem prac jest zdjęcie koparką wierzchniej, współczesnej warstwy gleby. Dopiero pod nią znajdują się ślady działalności człowieka przed wiekami. Archeolodzy posługują się akcesoriami ogrodniczymi, jak haczki, łopaty, szpadle, na wyposażeniu są też kielnie murarskie. Do precyzyjniejszych prac używają narzędzi archeologicznych. - Kiedy wydobywam elementy ceramiki, mają one inny „dźwięk”, mniej twardy niż kamienie. Fragmenty naczyń, które tu znaleźliśmy, liczą 3 tysiące lat. Te, których używamy współcześnie, na pewno tyle nie przetrwają - mówi Katarzyna Steindel z UAM. Dwa dni temu natrafiła na kamienne narzędzie - rozcierak, które przekazała do dalszych w łokciuPod koniec czerwca archeolodzy odkryli dwa groby. - Jeden z kolegów znalazł ząb. Po zdjęciu kolejnych warstw ziemi trafiliśmy na dwa miejsca pochówku. Jeden grób, prawdopodobnie należący do kultury trzcinieckiej, pochodzi z epoki brązu, z II tysiąclecia Były w nim dwa szkielety. Jeden miał grot krzemienny, który tkwił w łokciu. Antropolog stwierdził, że ta osoba żyła z grotem przez kilka lat, a ręka była o 7 cm krótsza - mówi Skolasiński. Drugi grób jest starszy, pochodzi z okresu kultury malickiej, z przełomu V i IV tysiąclecia Pozostały naczynia, szkielet się nie zachował, zmarły leżał bardzo siekierkaZnaleziska w Krzesławicach również pochodzą głównie z neolitu. Tutaj jednak udało się odnaleźć pozostałości obiektów mieszkalnych - ziemianki i ślady słupów, na których stawiano domy. - Są one na tyle nieregularne, że ciężko potwierdzić istnienie większej osady - mówi Radosław Kubicki, archeolog z UAM. Naukowcy z Poznania mogą się pochwalić ciekawymi odkryciami. Znaleźli neolityczne narzędzia. - Małe i duże siekierki kamienne, szpulę do nawijania nici oraz narzędzie krzemienne, wyszczerbione i często używane. To rodzaj prymitywnego noża - wylicza Kubicki. Najciekawsza jest pięknie wyszlifowana siekierka z zielonkawego serpentynitu. Archeolodzy pracują pod nadzorem GDDKiA. Znaleziska, po skatalogowaniu i przebadaniu, trafią z Poznania do magazynu Pracowni Archeologicznej Polskiej Akademii Nauk w Igołomi. Być może po zakończeniu inwestycji, która jest planowana do 2020 roku, znajdą się na wystawie. Pod łopaty koparek na budowie polderu Racibórz Dolny patrzy codziennie Paweł Wiktorowicz. Sprawuje nadzór archeologiczny. Kobiety najważniejsze Najciekawszą rzecz znalazł tu jednak inny archeolog z Poznania – Marek Anioła. Wykopał doskonale zachowaną, ceramiczną figurkę kobiety. Takie figurki były zapewne związane z kultem płodności i z... matriarchatem. Pozycja kobiety 6 tysięcy lat temu była nad Odrą prawdopodobnie znacznie wyższa niż wcześniej i niż później. Dlaczego? Bo to właśnie kobiety, a nie zajmujący się polowaniami mężczyźni, wynalazły uprawę roślin. Okazało się, że to one przynoszą do domu dużo potrzebnej żywności, więc prawdopodobnie wszyscy zaczęli się z nimi bardzo liczyć. Właśnie, do jakiego domu? – Znaleźliśmy ślady ziemianek i dużych budynków słupowych, o wymiarach około 5 na 10 metrów – mówi M. Anioła. Pomiędzy słupami zapewne były rozciągnięte ścianki, np. z zaplecionych gałęzi. W Poznaniu archeolodzy spróbowali złożyć w całość przywiezione spod Raciborza ceramiczne skorupy. I znaleźli w ten sposób fragmenty... jeszcze dwóch innych figurek kobiet! I na dokładkę naczynie w kształcie ludzkiej postaci. – Odnalezienie tak wielu figurek na jednym stanowisku dotąd się w Polsce nie zdarzyło – cieszy się M. Anioła. Ostry nóż z krzemienia Z kolei na wschodnim brzegu Odry, na polach w pobliżu Lubomi, archeolodzy znaleźli kilka tysięcy krzemiennych narzędzi. – Tu była pracownia krzemieniarska. Ludzie siedzieli sobie, o, na tym pagórku, i łupali te krzemienie. Zaraz obok było jezioro albo starorzecze Odry, widzi pan jeszcze obniżenie po tym? Na tych bagnach pewnie łatwiej było też polować. 90 proc. naszych znalezisk z tego miejsca to są ułomki, okrzeski, powstałe przy wytwarzaniu narzędzi – tłumaczy P. Wiktorowicz. – Z tych ułomków też można się wiele dowiedzieć. Są specjaliści, którzy na podstawie ułożenia potrafią nawet określić, czy ich wytwórca był prawo- czy leworęczny. Większość narzędzi znalezionych na tym stanowisku było uszkodzona albo nieudana. To dlatego ich wytwórcy je tutaj zostawili. Paweł Wiktorowicz pokazuje nam znaleziony przez siebie ułamany kawałek krzemiennego noża. – Niech pan sobie sprawdzi, jakie to ciągle jest ostre... Można było tego używać jako noża albo dać jakąś oprawę i zrobić sierp – tłumaczy. Znaleziono też coś kilkadziesiąt metrów od ulicy Granicznej w Lubomi, blisko piekarni. – Widzi pan tę żółtą łachę piasku? Archeolodzy z Wrocławia znaleźli tam małą osadę z okresu wczesnego średniowiecza – pokazuje P. Wiktorowicz. Na miejscu tej starej osady ma w przyszłości powstać stacja transformatorowa i zbiornik rezerwowy. W jakich warunkach żyli ówcześni mieszkańcy Lubomi, Słowianie z plemienia Gołęszyców? – Koledzy z Uniwersytetu Wrocławskiego znaleźli tu półziemianki. To były chaty częściowo zagłębione w ziemi, z jakąś konstrukcją na górze. Czasami miały wielkość budy dla psa, ale jednak wieczorem można było się w nich schronić... A całe dnie ci ludzie spędzali na zewnątrz, ciężko pracując. Takie były wtedy warunki – mówi archeolog. Odkrywcy tej osady w Lubomi sformułowali wstępną hipotezę, że była ona związana z wielkim grodziskiem, którego potężne wały sprzed 1200 lat do dziś można podziwiać w lubomskim lesie. To w linii prostej odległość około 2 kilometrów. Jednym z ciekawszych przedmiotów znalezionych w miejscu, gdzie powstają wały polderu Racibórz Dolny, jest miedziana siekierka z okresu neolitu. Należała do pierwszych rolników, mieszkających około 6 tysięcy lat temu pod dzisiejszym Raciborzem. Jednak ciężko byłoby nią wykonać jakąś pracę. – Miedź jest zbyt miękka, żeby nią kroić. To raczej coś, co podkreślało prestiż, bardziej kapitał niż przedmiot użytkowy – oceniają Marcin Rezner i Romuald Turakiewicz z Muzeum w Raciborzu. – Może nosił ją wódz, który się szczycił, że w sąsiednich wioskach nikt nie miał czegoś podobnego? – zastanawiają się. Może ten bogacz schował siekierkę w obawie przed złodziejami, a potem zmarł, nie przekazując wiedzy o miejscu ukrycia? A może po prostu zgubił? Siekierka jest tak mała, że o zawieruszenie jej nietrudno. – Jeśli tak było, to zgubił mercedesa. Bo to mniej więcej tej klasy rzecz – komentuje M. Rezner. Wszystkie znaleziska z wykopalisk pod wałami polderu Racibórz Dolny trafią po ich opracowaniu do Muzeum w Raciborzu. Najciekawsze z nich zostaną prawdopodobnie pokazane na wystawie czasowej, która mogłaby odwiedzać też inne muzea. Rzeczniczka dodała, że pierwotny obszar badań archeologicznych na tym odcinku obejmował 261,5 ara na czterech stanowiskach zlokalizowanych w Niechobrzu, Lutoryżu (dwa stanowiska) i Babicy. „Decyzjami Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków obszar do badań został poszerzony do 1 533,01 ara. W trakcie nadzoru archeologicznego odkryto też dodatkowe stanowisko w miejscowości Mogielnica o powierzchni 83,80 ara, które zostało poszerzone do 143,25 ara” – podała Rarus. Podczas prac archeologicznych odkryto obiekty pradziejowe związane z osadami, takie jak jamy osadowe, paleniska, dołki posłupowe, które datowane są na epokę neolitu i epokę brązu, epokę wpływów rzymskich, okresu lateńskiego, kulturę łużycką, kulturę przeworską, wczesnego średniowiecza, okresu nowożytnego oraz niekreślone chronologicznie. Jak zaznaczyła rzeczniczka rzeszowskiego oddziału GDDKiA, dodatkowo, na obszarze stanowiska w miejscowości Mogielnica, odkryto 11 grobów kultury ceramiki sznurowej z okresu neolitu, składających się z szybu wejściowego, jamy grobowej i łączącego je korytarzyka. „Pierwotnie przykryte były nasypem kurhanowym, który nie zachował się do naszych czasów. Groby były bogato wyposażone w narzędzia krzemienne, grociki krzemienne do strzał, topory i siekiery kamienne. Ponadto znaleziono liczny materiał ceramiczny zdobiony odciskami sznura. Archeolodzy datują stanowisko na okres przełomu neolitu i epoki brązu (2600-2300 przed Chrystusem)” – podała Rarus. Jak podkreśliła rzeczniczka, groby bez wątpienia tworzyły cmentarzysko kurhanowe zlokalizowane na kilku sąsiadujących ze sobą wzniesieniach. Pochówki najczęściej były pojedyncze lub podwójne. W jednym przypadku udokumentowano szczątki trzech osób, jednak z bardzo słabo zachowanymi kośćmi. Rarus podkreśliła, że wszystkie znaleziska zostaną teraz poddane wnikliwej analizie i szczegółowo opracowane przez specjalistów zajmujących się tym etapem pradziejów. „Materiały z badań zostaną przekazane do Muzeum Okręgowego w Rzeszowie” – dodała. Badania archeologiczne na odcinku S19 trwają od 10 marca br. Do tej pory zakończyły się tylko na jednym stanowisku w Niechobrzu. „Na pozostałych stanowiskach badania nadal trwają z uwagi na ich rozszerzenia, a także na problemy z dostępnością do terenu z powodu przebiegu przez teren stanowisk czynnej sieci gazowej wysokiego ciśnienia” – zaznaczyła Rarus. Badania archeologiczne wykonuje konsorcjum archeologiczne: APB THOR i Fundacja Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. (PAP) autor: Wojciech Huk huk/ drag/ W neolicie tylko mała część mężczyzn przekazywała swoje geny – dzieci miał jeden mężczyzna na 17 kobiet. Badacze próbują ustalić, jakie były przyczyny takiej nierówności. Epoka neolitu to fascynujący okres w dziejach ludzkości. Wydawałoby się, że był to czas pokoju i łagodności, w końcu bojowi myśliwi wymienili łuki, oszczepy i noże na motyki i siekierki. Z badań wynika, że było jednak na odwrót. Ogromne budowle megalityczne, których przeznaczenie nie zawsze jest jasne, wymagały doskonałego zarządzania i przymuszania ludzi do ciężkiej pracy. Są też ślady masakr i potwornych praktyk, zapewne kultowo-magicznych, podczas których mordowano i ćwiartowano ludzi. W to wszystko ciekawie wpisują się badania genetyczne. Okazuje się, że pod koniec neolitu, czyli ok. 7–5 tys. lat temu, swoje geny przekazywał tylko jeden mężczyzna na 17 kobiet. Linia męska była więc genetycznie mocno zredukowana. Genetyczne wąskie gardło w neolicie Do takiego wniosku doszedł międzynarodowy zespół naukowców kierowany przez Monikę Karmin z uniwersytetu w Tartu w Estonii. Na łamach „Genome Research” (2015 r.) zauważyli oni w okresie późnego neolitu rodzaj „genetycznego wąskiego gardła” na chromosomie Y, odpowiedzialnym za przekazywanie genów w linii męskiej (za linię żeńską odpowiada DNA mitochondrialne). Czyżby populacja mężczyzn gwałtownie wyginęła? Czy też większość z nich stała się bezpłodna? Nawet jeśli weźmie się pod uwagę, że stres i choroby związane ze zmianą stylu życia (przejściem z myślistwa i zbieractwa na uprawę roli) spowodowały podwyższoną śmiertelność słabszych niż dziewczynki chłopców lub przyczyniły się w jakiś sposób do ich bezpłodności, to nie wyjaśnia aż tak dużej dysproporcji. Czytaj także: Kobiety i mężczyźni. Co nas w sobie przyciąga? Mężczyźni nie rozmnażali się ze względu na zmiany kulturowe? Co się zatem stało? Zwolennicy dominacji matriarchatu i rządów Wielkiej Bogini Matki mogliby tu znaleźć argument dla hipotezy o silnych społecznościach kobiet, które wykorzystywały mężczyzn jedynie jako „samców rozpłodowych”. Niestety przeczą temu znaleziska archeologiczne. W wielu kulturach neolitycznych groby mężczyzn są bogatsze i większe niż kobiet, a badania kości dowodzą, że panom wiodło się lepiej niż paniom, które były bardziej niż oni niedożywione i przepracowane. Wiele wskazuje na to, że kobiety nie miały wtedy zbyt wiele do powiedzenia, a związek ze znaczącym mężczyzną zwiększał ich oraz ich potomstwu szansę na przetrwanie (często bogatsze groby kobiet znajdują się w pobliżu pełnego darów grobu jakiegoś znaczącego mężczyzny). Według zespołu Moniki Karmin przyczyną, dla której rozmnożyło się tak niewielu mężczyzn, są zmiany kulturowe, jakie zaszły w trakcie rewolucji neolitycznej. Bo choć sam proces przebiegał różnie w różnych częściach świata, zawsze wiązał się z przejściem na osiadły tryb życia, a więc zabraniem terenów łowieckich myśliwym i przekształceniem ich w pola i pastwiska. W momencie gdy człowiek zdecydował się osiąść i uprawiać rolę, stary system, bogowie i społeczne zależności przestały się sprawdzać. Ludzie zaczęli być od siebie zależni, przy czym jedni zyskiwali więcej, inni mniej. Sprytniejsi gromadzili dobra (nadwyżki produkcyjne), a co za tym idzie, również władzę, co spowodowało wykształcenie się warstw wyższych. Aby uzasadnić i utrwalić ich uprzywilejowaną pozycję, wymyślono religie i obrzędy. Czytaj także: Tajemnice neolitycznych kamiennych kręgów Silny system patriarchalny w końcówce neolitu Nowy system ekonomiczny oparty na rolnictwie faworyzował zatem rozwój społeczeństw zhierarchizowanych, w których elita miała możliwość łatwiejszego przekazywania swoich genów. Preferowano już nie najsilniejszych mężczyzn w sensie biologicznym, tylko najbogatszych i „najlepiej ustosunkowanych”, co spowodowało, że rozmnażali się tylko oni i ich synowie. Ostatnio badacze z Uniwersytetu Stanforda – socjolog Tian Chen Zang, matematyk Alan Aw i biolog Marcus Feldman – zaproponowali w artykule w „Nature Communications” inne wytłumaczenie tego fenomenu. Na podstawie obserwacji rozprzestrzeniania się różnych haplogrup na chromosomie Y odrzucili wyjaśnienie, że przyczyną jest rozpowszechnianie osad rolniczych i fakt, że atrakcyjniejsi byli rolnicy niż lokalni łowcy-zbieracze. W końcu okres, kiedy mężczyźni przestają się rozmnażać, ma miejsce nie na samym początku, tyko raczej pod koniec neolitu. Według nich przyczyną nie były też nierówności społeczne, ale silnie pilnowany system patriarchalny, oparty na liniach ojcowskich (patrylinearny). Zredukował on różnorodność męskich chromosomów, bo zakładał, że mający wspólnego przodka mężczyźni pozostawali w rodzinie (w domu), a kobiety pochodziły z zewnątrz. Zarówno badania genetyczne, jak i izotopów strontu z zębów potwierdzają absolutną dominację patrylokalności (żona zamieszkuje w domu męża) w epoce neolitu. Mężczyźni ofiarami wojen toczonych między klanami Drugą przyczyną jest według tria ze Stanforda wzrost konkurencji i jej następstwo, czyli wojny. Grupy mężczyzn tworzących rodzinne klany rywalizowały ze sobą, walczyły o ziemię, dobra i kobiety. Wojny między rodzinami mogły kończyć się wyginięciem całej męskiej linii (zabijano nawet niemowlaki płci męskiej). A zwycięzcy zabierali ze sobą kobiety, które nadal przekazywały swoje geny. Koniec okresu redukowania męskich linii genetycznych badacze wiążą z powstaniem ok. 5 tys. lat temu pierwszych państw i włączeniem struktur rodzinnych w większe i bardziej złożone systemy społeczne. Mężczyźni w neolicie mieli przechlapane! Pomysł Amerykanów wydaje się sensowny, choć da się go podważyć. W końcu człowiek agresję ma w genach i walki prowadzi wcale nie od momentu, gdy zaczął prowadzić osiadły tryb życia, choć z pewnością wtedy stały się one częstsze i lepiej zorganizowane. Być może nie ma jednej odpowiedzi, która tłumaczy, dlaczego tylko niektórzy mężczyźni przekazali swoje geny. Z pewnością jednak badacze będą starali się zgłębić to niezwykle ciekawe zagadnienie. Tak czy inaczej jeśli ktoś myśli, że w dzisiejszych czasach mężczyźni mają pod górkę, bo system patriarchalny trzęsie się w posadach i kobiety zaczynają dominować w obszarach przedtem dla nich niedostępnych – grubo się myli. Jak widać w czasach, gdy tworzyły się systemy patriarchalne, panowie mieli przechlapane, a ich dostęp do kobiet był ograniczony. Mimo gwałtownego wzrostu ludności –bardziej niż kiedykolwiek w dziejach ludzkości. Czytaj także: Czego się boją współcześni mężczyźni Pod łopaty koparek na budowie polderu Racibórz Dolny patrzy codziennie Paweł Wiktorowicz. Sprawuje nadzór archeologiczny. Przemysław Kucharczak /GN Archeolog Paweł Wiktorowicz z kawałkiem krzemiennego noża na miejscu wykopalisk w Lubomi Dzisiaj na całej długości przyszłych wałów zbiornika przeciwpowodziowego, których wstęga ma się ciągnąć przez 27 km, uwija się już ciężki sprzęt. Powstaje utwardzona droga, która umożliwi dowóz materiałów na budowę. A w niektórych miejscach koparki i walce już przygotowują podstawę wału. Skarb ze śmietnika Paweł Wiktorowicz pracuje w Instytucie Archeologii i Etnologii PAN w Poznaniu. Ostatnio znalazł na budowie zbiornika kawałki średniowiecznych garnków i fragment krzemiennego noża z jeszcze wcześniejszego okresu. W miejscach, gdzie leżały, budowlańcy muszą na kilka tygodni wstrzymać się z dalszymi pracami, aż przyjedzie ekipa archeologów i dokładnie „podejrzane” miejsce tych znalezisk przebada. Nad Odrą archeologicznych skarbów jest mnóstwo. A to dlatego, że tutaj jest Brama Morawska. Właśnie tym obniżeniem między Karpatami i Sudetami przez tysiące lat na teren dzisiejszej Polski wlewały się kolejne ludy. Ewentualnie odchodziły tędy na południe. Archeologiczne skarby mogą jednak rozczarować zbieraczy cennych przedmiotów. Zwłaszcza potłuczone i oblepione błotem skorupy naczyń wyglądają niepozornie. A jednak są bezcenne, bo grzebiąc w śmietnikach żyjących w przeszłości ludzi, możemy się o nich wiele dowiedzieć. Na zachodnim brzegu Odry, w raciborskiej dzielnicy Sudół, archeolodzy znaleźli np. ponad 80 tys. fragmentów ceramiki, 40 tys. fragmentów polepy do uszczelniania domostw, około 80 siekierek kamiennych oraz 280 przęślików, czyli ciężarków tkackich. Wszystko sprzed około 6 tysięcy lat, wykonane przez społeczność pierwszych rolników z tzw. kultury lendzielskiej. – Wtedy już ubrania robiło się np. z lnu – komentuje P. Wiktorowicz. – Najciekawsze, że większość znalezionych tu rzeczy, np. duża część siekierek, jest w bardzo dobrym stanie, wcale nie są uszkodzone. Być może ta osada została opuszczona w pośpiechu, w czasie powodzi, jakich tu jest do dzisiaj wiele? A kiedy woda się cofnęła, mieszkańcom było już trudno te przedmioty w tym błocie, w tej glinie, odszukać? To na razie wstępna teoria, która może jeszcze zostać zmieniona w czasie opracowywania tych znalezisk – tłumaczy archeolog. On sam znalazł w tym miejscu prehistoryczną... lodówkę. Na dnie jamy, głębokiej aż na 2,5 metra, leżało sobie 11 całych, nieuszkodzonych naczyń. To wielka rzadkość, bo zwykle archeolodzy znajdują garnki rozbite na wiele kawałków. Podobnie, jak to się dzieje dziś, ludzie wyrzucali je przecież dopiero, kiedy się potłukły. Dlaczego tutaj aż 11 naczyń było w całości? – Było tam wilgotno i trochę chłodniej, więc mogła to być lodówka. Naczynia pewnie stały tam sobie na półkach, aż może przyszła powódź i wszystko zalała... My też w czasie prac byliśmy świadkami, jak przyszła ulewa i naniosła nam do wykopów 1,5 metra szarego błota – mówi odkrywca. Co mogło być w tych 11 naczyniach? Może piwo, a może ugotowane potrawy, pozostawione do zjedzenia na następny dzień? Kobiety najważniejsze Najciekawszą rzecz znalazł tu jednak inny archeolog z Poznania – Marek Anioła. Wykopał doskonale zachowaną, ceramiczną figurkę kobiety. Takie figurki były zapewne związane z kultem płodności i z... matriarchatem. Pozycja kobiety 6 tysięcy lat temu była nad Odrą prawdopodobnie znacznie wyższa niż wcześniej i niż później. Dlaczego? Bo to właśnie kobiety, a nie zajmujący się polowaniami mężczyźni, wynalazły uprawę roślin. Okazało się, że to one przynoszą do domu dużo potrzebnej żywności, więc prawdopodobnie wszyscy zaczęli się z nimi bardzo liczyć. Właśnie, do jakiego domu? – Znaleźliśmy ślady ziemianek i dużych budynków słupowych, o wymiarach około 5 na 10 metrów – mówi M. Anioła. Pomiędzy słupami zapewne były rozciągnięte ścianki, np. z zaplecionych gałęzi. W Poznaniu archeolodzy spróbowali złożyć w całość przywiezione spod Raciborza ceramiczne skorupy. I znaleźli w ten sposób fragmenty... jeszcze dwóch innych figurek kobiet! I na dokładkę naczynie w kształcie ludzkiej postaci. – Odnalezienie tak wielu figurek na jednym stanowisku dotąd się w Polsce nie zdarzyło – cieszy się M. Anioła. Ostry nóż z krzemienia Z kolei na wschodnim brzegu Odry, na polach w pobliżu Lubomi, archeolodzy znaleźli kilka tysięcy krzemiennych narzędzi. – Tu była pracownia krzemieniarska. Ludzie siedzieli sobie, o, na tym pagórku, i łupali te krzemienie. Zaraz obok było jezioro albo starorzecze Odry, widzi pan jeszcze obniżenie po tym? Na tych bagnach pewnie łatwiej było też polować. 90 proc. naszych znalezisk z tego miejsca to są ułomki, okrzeski, powstałe przy wytwarzaniu narzędzi – tłumaczy P. Wiktorowicz. – Z tych ułomków też można się wiele dowiedzieć. Są specjaliści, którzy na podstawie ułożenia potrafią nawet określić, czy ich wytwórca był prawo- czy leworęczny. Większość narzędzi znalezionych na tym stanowisku było uszkodzona albo nieudana. To dlatego ich wytwórcy je tutaj zostawili. Paweł Wiktorowicz pokazuje nam znaleziony przez siebie ułamany kawałek krzemiennego noża. – Niech pan sobie sprawdzi, jakie to ciągle jest ostre... Można było tego używać jako noża albo dać jakąś oprawę i zrobić sierp – tłumaczy. Znaleziono też coś kilkadziesiąt metrów od ulicy Granicznej w Lubomi, blisko piekarni. – Widzi pan tę żółtą łachę piasku? Archeolodzy z Wrocławia znaleźli tam małą osadę z okresu wczesnego średniowiecza – pokazuje P. Wiktorowicz. Na miejscu tej starej osady ma w przyszłości powstać stacja transformatorowa i zbiornik rezerwowy. W jakich warunkach żyli ówcześni mieszkańcy Lubomi, Słowianie z plemienia Gołęszyców? – Koledzy z Uniwersytetu Wrocławskiego znaleźli tu półziemianki. To były chaty częściowo zagłębione w ziemi, z jakąś konstrukcją na górze. Czasami miały wielkość budy dla psa, ale jednak wieczorem można było się w nich schronić... A całe dnie ci ludzie spędzali na zewnątrz, ciężko pracując. Takie były wtedy warunki – mówi archeolog. Odkrywcy tej osady w Lubomi sformułowali wstępną hipotezę, że była ona związana z wielkim grodziskiem, którego potężne wały sprzed 1200 lat do dziś można podziwiać w lubomskim lesie. To w linii prostej odległość około 2 kilometrów. Jednym z ciekawszych przedmiotów znalezionych w miejscu, gdzie powstają wały polderu Racibórz Dolny, jest miedziana siekierka z okresu neolitu. Należała do pierwszych rolników, mieszkających około 6 tysięcy lat temu pod dzisiejszym Raciborzem. Jednak ciężko byłoby nią wykonać jakąś pracę. – Miedź jest zbyt miękka, żeby nią kroić. To raczej coś, co podkreślało prestiż, bardziej kapitał niż przedmiot użytkowy – oceniają Marcin Rezner i Romuald Turakiewicz z Muzeum w Raciborzu. – Może nosił ją wódz, który się szczycił, że w sąsiednich wioskach nikt nie miał czegoś podobnego? – zastanawiają się. Może ten bogacz schował siekierkę w obawie przed złodziejami, a potem zmarł, nie przekazując wiedzy o miejscu ukrycia? A może po prostu zgubił? Siekierka jest tak mała, że o zawieruszenie jej nietrudno. – Jeśli tak było, to zgubił mercedesa. Bo to mniej więcej tej klasy rzecz – komentuje M. Rezner. Wszystkie znaleziska z wykopalisk pod wałami polderu Racibórz Dolny trafią po ich opracowaniu do Muzeum w Raciborzu. Najciekawsze z nich zostaną prawdopodobnie pokazane na wystawie czasowej, która mogłaby odwiedzać też inne muzea.

mogiła z okresu neolitu